Gościł nas hotel, w którym rozegrane zostaną Drużynowe Mistrzostwa Świata Niesłyszących – już za niespełna dwa miesiące. Tegoroczne walki na szachownicach były jednocześnie przetarciem organizacyjnym przed DMŚ, dla samych zawodników walką o miejsca w drużynach, a dla pracowników hotelu możliwością spotkania się z ludźmi niesłyszącymi i głuchoniewidomymi, by na przyszłość ich usługi były jeszcze bardziej dostępne i jeszcze lepsze.
Organizatorem Mistrzostw Polski był w tym roku na zlecenie Polskiego Związku Sportu Niesłyszących Krzysztof Chęciak (prezes Arkadii Otwock). Samemu się nie robi jednak nic. To prężnie działający sztab organizacyjny z Panią Ewą Kamińską – tu nazwisko naszego legendarnego Ludwika Kamińskiego – spowodowało, że poczuliśmy się, jak za dawnych, serdecznych czasów u kochanego weterana i przyjaciela Ludwika.
Sędziować w tym roku tak trudne zawody podjął się Pan Paweł Rymarowicz. Co ciekawe, przez te kilka dni nauczył się naprawdę sporo znaków w języku migowym i na pewno za jakiś czas będzie świetnie rozmawiać z osobami niesłyszącymi :)
Turniej mężczyzn
Od samego początku było wiadome, że medaliści maja prawo gry w drużynie. Na starcie stanęło żądnych walki i zwycięstwa 27 wojowników. Oprócz Mateusza Łapaja stawili się wszyscy dawni utytułowani mistrzowie, olimpijczycy i weterani. Pierwsza runda grana już wieczorkiem po odprawie technicznej okazała się łaskawa dla faworytów i wszyscy zgarnęli komplety punktów. W drugiej już rundzie doszło do ciężkich starć pomiędzy kolegami z drużyny klubowej czy to Rybnika czy Arkadii. Ktoś musiał upuścić krwi i polegnąć, a innym razem pogodzić się z remisem. Pomimo głuchoty czuło się muzykę walki i rywalizacji. Każdy starał się dobrać optymalną drogę wiodącą do sukcesu. To też jest strategia turniejowa, że czasem należy swoje emocje i ambicje ostudzić i rozłożyć siły na wszystkie 9 pojedynków trwających ponad 3 godziny.
Baca siedzący w Zakopanem spotyka turystów. Przynieśli mu wieści, co stało się w Warszawie.
- Co? Chęciak wygrał??? - kręci głową z niedowierzaniem i jeszcze raz spogląda to raz na wyniki, a drugi raz na turystów.
- Nalejcie mi jeszcze jednego, bo coś dziś słabo słyszę – poprosił dobrego górala baca w karczmie i mlasnął ze smakiem.
Krzysztof Chęciak, ten wiecznie zalatany, jakby wyciągnięty z 40-latka aktor "ja żadnej pracy się nie boję”. Nie dość, że jako organizator razem z Wojciechem Wiechowskim, Ewą Kamińską, Niną Opejdą i wszystkimi tłumaczami-przewodnikami pracował, nosił stoły i cały sprzęt. Wystarczało mu jeszcze sił na grę. Wygrał znakomitym wynikiem bez porażki 7,5 z 9 partii. Stoczył jeden z wielkich pojedynków z drugim na mecie Tomaszem Miozgą. Walka była zacięta, a Miozga, mając prowadzenie w turnieju i w owej partii z Chęciakiem – przesadził. To wykorzystał bezlitośnie Chęciak, a porażka zadecydowała, iż to właśnie Chęciak cieszył się ze złotego medalu, a ambicje Miozgi spadły na srebrny medal.
Tomasz Miozga – srebro. Tak oto po dłuższej przerwie stanął na mecie i walczył niezwykle zaciekle o każdy punkt w turnieju. Pokonał takich wspaniałych zawodników jak Choroszej Aleksander czy Szymon Kasperczyk. Na pewno wynik 7z9 jest dobrym dla niego – a porażka wspomniana niech da mu siwego włosa mądrości i strategii. Miejmy nadzieję, że forma wzrośnie na DMŚ.
Chojnowski Marcin. Nawet sam zawodnik nie myślał, że pójdzie tak dobrze. Grający na dwóch szachownicach głuchoniewidomy szedł jakby lis i w ukryciu czekał na to, co wydarzy się u gospodarza. Dwie gąski udało mu się upolować dopiero, kiedy przyszedł księżyc i zapadł zmierzch. Wówczas pokonał tuż przed nim prowadzącego Aleksandra Choroszeja i Krzysztofa Fojcika. Z Choroszejem miał trudne pojedynki i ujemny bilans. Pierwszy raz pokonał Go białymi i dostał medal.
Czwarty był Aleksander Choroszej, który przyzwyczaił wszystkich do agresywnej, dynamicznej gry. Porażki z Chojnowskim i Miozgą nie pozwoliły mu jednak zdobyć medalu. Olek czuje się przy szachownicy jak delfin w oceanie i zawsze chętnie stoczy walkę z każdym.
Maciej Szalko, piąte miejsce i także rewelacyjny zawodnik. Jego ambicje są wyżej, niż Śnieżka pod Karpaczem czy Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Ponoć odrzucił propozycję remisową Chęciaka i to być może spowodowało, iż zeszłoroczny złoty medalista musiał tym razem przybić piątkę. Na pewno na DMŚ będzie we wspaniałej formie.
Szóste miejsce to spokojny weteran szachowej wojny – Jerzy Strzelecki. Być może porażka z Piotrem Walczakiem obniżyła ambicje wielokrotnego medalistę mistrzostw świata weteranów niesłyszących i nie bardzo miał energię do walki o medale. Jerzy jest niezwykle pracowitym i rzetelnym, solidnym mistrzem. On także jest brany pod uwagę do drużyny na DMŚ i miejmy nadzieję, że zdrowie mu dopisze i forma.
Reszta zawodników to peleton biegnący za resztą z większym lub mniejszym szczęściem. Można pochwalić zarówno Krzysztofa Fojcika, Norberta Brzozowskiego i Pawła Wardziaka za postęp w ich grze. Ocenę Zawodów i wszystkich zawodników zostawmy także dla Pana trenera kadry narodowej – p. Jacek Bielczyk. To niestrudzony pracuś i ambitny człowiek. Codziennie przychodził i obserwował zmagania na każdej szachownicy i wszystkich rundach. To Pan Jacek Bielczyk wraz z decydentami PZSN wybierze, w jaki sposób powołać oprócz medalistów – skład do reprezentacji na wrześniowe DMŚ w Warszawie.
Turniej kobiet
Ależ zrobiłyście pustki w domu moim,
me niesłyszące szachistki
tym zniknięciem swoim...
Słychać było bolejące serce Caissy gdy na placu boju nie zawitały takie weteranki królewskiej gry jak Ewa Wardziak, Bożena Krzyszkowiak, Izabela Towarnicka i Joanna Strześniewska.
Nie wystarczy wyciąć las – trzeba posadzić nowy – czytamy w Nie-Boskiej Komedii Krasińskiego Zygmunta. Kto zastąpi te kucharki szachowej potrawy?
W tym roku na polu boju zostały dwie młode ale już...weteranki, czyli Zuzanna Łukasik i Malwina Szewczyk. To między nimi (finalistki MP do lat 18 w kategorii słyszących) rozegrała się. bitwa o to, kto będzie złoty, a kto srebrny. Rodzice stawiają na trening i szkolenia i być może jest to droga do sukcesu.
Złoto uzyskała Zuzanna Łukasik. Pokonała Malwinę i to niczym wicher nad Bałtykiem pociągnął wiarę w żagle i popłynęła bardzo daleko, aż do końca pokonując wszystkie pozostałe zawodniczki. Charakteryzując Zuzannę, to bardzo spokojna i wyważona osóbka. Jako porównanie można dodać tu postać Anatolija Karowa czy z polskich widoków ... trener kadry niesłyszących Pan Jacek Bielczyk.
Malwina Szewczyk - srebrny medal i z pewnością apetyt na złoto jak zawsze ma duży. Malwina to raczej przeciwieństwo Zuzanny. Woli i uwielbia ostre naładowane nabojami karabinowe pozycje. To Szewczyk chętniej poświęci pionka jak Kasparow dla ataku niżeli grać pozycyjnie. Gra gambity i pozycje wojenne. Obie zawodniczki stanowią o sile gry kobiecej reprezentacji Polski niesłyszących.
Trzecia na mecie uplasowała się dość ciekawym dorobkiem Monika Kobylińska. Z pewnością ma apetyt na więcej, bo 4,5 punktu z 7 to dobry wynik. Wiemy jednak, że każdy uwielbia dowieźć partię do zwycięstwa. Te trzy szachistki uplasowały się na podium i one będą stanowiły pewny trzon reprezentacji Polski na wrześniowych DMŚ.
Pozostałe zawodniczki na pewno nie są zadowolone z dominacji Łukasik i Szewczyk. Są jako sportowczynie podrażnione i z pewnością chcą już się odegrać i ostrzyć szpadę na nowe potyczki.
Miejmy pytanie: Kto chce na nowo tworzyć takie postacie jak choćby Ewa Wardziak? Która niesłysząca szachistka zechce otwierać codziennie książkę i rozwiązywać to nowe zadanie? Która zamiast koszykarskiej piłki zechce do kosza wpakować mata? Jaki klub czy rodzic niesłyszącej dziewczynki zaiskrzy w niej miłość do głuchej Caissy?
Niezapomniani zwycięzcy
Kiedy jest turniej głuchoniewidomych, to tam siła woli jest iść do przodu. Każdy zawodnik pomimo braku dobrego wzroku lub ślepoty i utraty słuchu musi grać i żyć. Tego, co nauczył się w domu przy pracy za szachami, książką czy z komputerem, nie odbierze mu nikt. Tą twórczość i determinację przywiózł i przywiozła każda zawodniczka i zawodnik. Rywalizacja toczyła się pomiędzy wieloma utytułowanymi mistrzami, jak Leszek Koczot czy Andrzej Haciuk. Obok każdego grającego stołu był asystent przestawiający ruch na szachownicy wykonany przez przeciwną stronę. To tak właśnie wyglądają pojedynki między ludźmi z utratą wzroku i słuchu. Siedzi przy dużym stole dwie zaciężne armie i wraz z pomocą tłumaczy-przewodników władających językiem migowym czy alfabetem Lorma – tworzyli spektakle szachowej walki. Warto pamiętać, że szachy to nie wszystko. Tu każda chwila głuchoniewidomych to jest potrzeba pomocy i wspierania. Trzeba iść z kimś do sklepu, zaprowadzić do pokoju, zjeść z nim obiad, śniadanie czy kolacje. Tłumacz-przewodnik to niczym pielęgniarka przy łóżku chorego.
Sam sobie nie poradzę – potrzebuje Ciebie Panie Boże – tłumaczu-przewodniku
Zasada sprawiedliwości John`a Ravisa mówi między innymi, że jeśli życie społeczne jest tak skomplikowane i nie da się tego wszystkiego ogarnąć żadnym wzorem matematycznym, to należy jako państwo pomagać najmniej uprzywilejowanym. By ta pomoc od polityków mogła być, to trzeba o to walczyć!!! Każdy głuchoniewidomy i jego asystent świadom sytuacji niech czyni starania, by tak była w Polsce.
W latach 90`tych w Czechach Vaclav Havel ówczesny prezydent Republiki Czeskiej wprowadził wiele reform społecznych. Jedna z nich dotyczyła osób głuchoniewidomych. Ustalono, że tacy ludzie nie mogą być zmarginalizowani i muszą pracować. Wiedzieli, że praca czyni człowieka, jak mawiał Karol Marks. Może warto się nad tym zastanowić, by w Polsce praca tłumaczy i przewodników stawała się pracą zauważalną i płatną z budżetu państwa.
100 lat szachów niesłyszących
Twórczość zarówno wszystkich jak i każdego z osobna jest tworem i doświadczeniem otrzymanym od poprzedników. Zarówno wspomniany już kochany Ludwik Kamiński, Krzysztof Michalczuk czy pracujący jako asystent sędziego Pan Jan Wardziak. To oni i wielu innych szachistów niestrudzenie zapraszali do szachów nowe to plejady niesłyszących. To Pan Stanisław Kornasiewicz wraz z Panem Aleksandrem Kubinem od ponad 30 lat uczą w Rybniku jak ruszają się króle, a jak robisz podwójne uderzenie skoczkiem. Wiele jest rąk i serc niesłyszącej Caissy w polskim życiu szachowym. Zarówno twórczość niesłyszących i głuchoniewidomych warto zawsze podkreślać i pamiętać. Może doczekamy się wirtualnego muzeum szachowego, gdzie będzie można oglądać zdjęcia, stare partie i przeczytać jak to właśnie w Polsce było? Kto i jak tworzył kluby? Kiedy żyli i skąd się bierze miłość niesłyszących do szachów?
Szachy niesłyszących w Polsce 100 lat
Caissa kocha i Ciebie
Zaprasza pomimo głuchoty
Walcz, walcz o siebie codziennie
Hard ducha doda Ci ochoty
Morze wyniosło na fali wysoko,
Ludwika, Krzysztofa Olka czy Ewy
Każda osobno i razem cieszą oko
Z nich wychodzą nowe, fruną mewy.
Dzień zamiga od skoczka do wieży
Zaprasza każdego do szachownicy
Młody, weteran – nie ma różnicy
Umysłem wyrzeźbić – kto by uwierzył?
Wszystko połączyć, chwile dni i lata
Obraz Matejki szachowy się splata.
Miłością do szachów zaprasza i Ciebie
Byśmy byli lepszymi bo są już w niebie.