Artykuły

PFRON FINANSUJE – MY SZKOLIMY

Krzysztof Chęciak

Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Od początku bieżącej dekady, żeglarstwo stało się jedną z najważniejszych dyscyplin sportowych uprawianych w naszym klubie.

Dzięki konkursom z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i co się z tym wiąże – dzięki przyznanym dotacjom, praktycznie co roku udaje się nam realizować kolejne projekty warsztatów żeglarskich. Na pierwszych naszych warsztatach, które miały miejsce w 2011 roku, wyszkoliliśmy 42 nowych, niesłyszących żeglarzy, którzy zdobyli swoje pierwsze patenty. Szkolenie odbywało się w Giżycku w Międzynarodowym Centrum Żeglarstwa i Turystyki Wodnej leżącym nad Jeziorem Kisajno, wchodzącym w skład akwenu Mamry. Następne z naszych warsztatów realizowaliśmy również w Giżycku a później doszły kolejne miejscowości : Ryn, Wilkasy, Puck. Warsztaty w Pucku różnią się od tych organizowanych na Wielkich Jeziorach Mazurskich. Pływanie na morzu (Zatoka Pucka) wymaga nieco innych umiejętności a także innego sprzętu. Niemniej jednak pozwala ono rozwijać umiejętności żeglarskie naszych podopiecznych, którym marzą się morskie eskapady i długie rejsy.

Głównym celem naszych warsztatów żeglarskich jest wyszkolenie żeglarskie jak największej liczby osób niepełnosprawnych i podniesienie kwalifikacji żeglarskich tej grupy osób, tak aby była ona bardziej konkurencyjna w sporcie wyczynowym i na ogólnym rynku pracy, a także aby lepiej sobie radziła w codziennym życiu dzięki nowym, uniwersalnym umiejętnościom poznanym na warsztatach dzięki naszym projektom. Chodzi też o to aby otworzyć niepełnosprawnym łatwiejszą drogę do zostania sternikami, instruktorami, sędziami regat. Cieszy nas dodatkowo, że osoby uczestniczące w naszych warsztatach zarażają swoją pasją, swoje rodziny, w tym dzieci i znajomych. Środowisku niepełnosprawnych przybywa nie tylko żeglarzy, ale i osób które będą umiały lepiej sobie radzić w życiu i lepiej ze sobą współpracować. Żeglarstwo jest jedną z niewielu dyscyplin sportu i turystyki, w których osoba niepełnosprawna może w pełni rywalizować z osobą pełnosprawną.

Żeglarstwo jest specyficzną profesją, która uczy wielu umiejętności, jakie trzeba posiąść aby móc dobrze żeglować i tym samym dobrze wykonywać swoją profesję. Dzięki nauce pływania jachtem, każda osoba siłą rzeczy uczy się wielu innych dziedzin w tym: np. j. angielskiego, nawigacji, meteorologii, locji, geografii, fizyki, mechaniki, ratownictwa i wielu innych umiejętności, które te osoby w sobie po części rozwiną, dzięki czemu będą potem mogły lepiej radzić sobie w życiu w różnych sytuacjach. Poprzez nabycie wielu nowych umiejętności i poprzez solidny trening jaki ukończą poprawi się ich samoocena. Nabiorą one także umiejętność pracy zespołowej, bo żeglarstwo opiera się na współpracy. Ponadto ważne może być nawiązanie nowych kontaktów i przyjaźni co też wśród osób niepełnosprawnych jest pożądane. Wpływ realizacji podobnych projektów na poprawę zdrowia i kondycji też jest widoczny i udowodniony. Osoby zarażone bakcylem żeglarstwa dużo czasu spędzają na powietrzu i prowadzą aktywny tryb życia, ponadto wciągają w to swoich najbliższych. Ponadto nabywają poważniejszego podejścia do ekologicznych aspektów życia i bardziej niż inni są skłonni dbać o środowisko naturalne, co też jest niezwykle cenne.

Wydawać by się mogło, że same plusy. Jednak nie jest tak do końca ponieważ, jest to sport jeszcze stosunkowo drogi. Stąd bardzo ważne jest, aby Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych kontynuował rokrocznie swoje konkursy z dotychczasowymi priorytetami, umożliwiając m.in. sfinansowanie kolejnych warsztatów dla kolejnych adeptów tego pięknego sportu.

Poprzedni slajd
Następny slajd
Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Warsztaty żeglarskie PFRON

Sport osób niepełnosprawnych

Wywiad z Krzysztofem Chęciakiem

O sportowych pasjach, sukcesach głuchoniewidomych w szachach oraz aktywizacji osób niepełnosprawnych rozmawiam z prezesem Polskiego Związku Olimpijskiego Głuchych, Krzysztofem Chęciakiem.
Krzysztof Chęciak

Jest Pan prezesem Mazowieckiego Klubu Sportowego Niesłyszących i Głuchoniewidomych Arkadia, prezesem Polskiego Związku Olimpijskiego Głuchych, członkiem władz Mazowieckiego Związku Szachowego, a oprócz tego także czynnym sportowcem, szachistą, warcabistą, żeglarzem… Jak Pan znajduje czas na tak aktywne życie?

Większość moich działań skupia się wokół sportu. Odczuwam dużą przyjemność z jego uprawiania, a także w organizowaniu zajęć innym uczestnikom. Największą satysfakcję czerpię z pracy z osobami niepełnosprawnymi. Im trudniejszy przypadek, tym bardziej mnie mobilizuje. Nie liczę czasu poświęconego tej dziedzinie, ponieważ robię to, co lubię i chciałbym mieć możliwość jak najdłużej się tym zajmować. W praktyce każdą wolną chwilę wypełniają mi obowiązki organizacyjne. Na drugim planie są wtedy inne sprawy, w tym moje treningi. Ubolewam nieraz nad tym, że muszę jeździć na zawody bez należytego przygotowania, prosto z biura, bo to obniża mi osiągi. Jednak nie startuję często. Do najważniejszych zawodów staram się przygotowywać dłużej.

Co sprawiło, że zainteresował się Pan szachami?

Od dziecka czytałem gazety. W niektórych z nich były zapisy partii szachowych. Tytuły otwarć: Obrona Sycylijska, Gambit Królewski czy Partia Hiszpańska – to była dla mnie „czarna magia”. Kiedyś kolega rozłożył szachownicę i nauczył mnie zasad. Mogłem dzięki temu później przyglądać się partiom arcymistrzów, które były drukowane w gazetach. Moim pierwszym szachowym idolem był Borys Spasski. W szachach dostrzegłem wiele uniwersalnych zasad, które mają swoje odzwierciedlenie w życiu. Na przykład tu i tam trzeba wykonać odpowiedzialne ruchy oraz trzeba umieć przewidywać przyszłość.

Jak wyglądały Pańskie początki w tym sporcie?

Mój nauczyciel WF-u w szkole podstawowej dał mi kilka lekcji, po czym wysłał mnie na drużynowe zawody międzyszkolne. Nasza drużyna zajęła w nich przedostatnie miejsce. Po tych zawodach zaprzestałem szachów, bo wydały mi się zbyt skomplikowane. Grałem w piłkę nożną, potem uprawiałem sporty walki. Do szachów powróciłem po operacjach ucha, kiedy zabroniono mi uprawiania dynamicznych sportów. Początki znowu były trudne. Jednak z czasem, kiedy zacząłem studiować literaturę szachową, mój poziom gry systematycznie się podnosił i miałem z tego coraz więcej satysfakcji.

Co uznałby Pan za swój największy sportowy sukces zarówno jako zawodnik, jak i trener?

Przez ostatnie 10 lat reprezentowałem Polskę na wszystkich najważniejszych zawodach niesłyszących, w tym mistrzostwach świata i Europy, oraz na olimpiadzie szachowej. Na mistrzostwach świata niesłyszących w szwajcarskim St. Gallen w 2008 r. udało mi się wygrać dwa turnieje: turniej open oraz turniej szachów błyskawicznych. W 2010 r. na olimpiadzie szachowej niesłyszących w Estoril (Portugalia) zdobyłem wraz z męską reprezentacją Polski srebrny medal. Na tej samej olimpiadzie byłem trenerem naszych dziewcząt, które zdobyły brąz. To była sensacja, bo na ich medal – poza mną – chyba nikt nie liczył. Jednak najbardziej sobie cenię to, że grupa moich uczniów głuchoniewidomych robi systematyczne postępy w tej grze i nie trzeba ich zachęcać do zajęć – chętnie sami na nie przychodzą.

Zadam pytanie, które na pewno wielu osobom ciśnie się na usta: w jaki sposób osoby głuchoniewidome są w stanie poznać zasady gry w szachy i grać nie widząc ruchów przeciwnika?

Do wytłumaczenia zasad gry oraz do treningów i zawodów niezbędny jest sprzęt brajlowski; taki sam, jakiego używają niewidomi. Szachownica brajlowska ma specjalną konstrukcję – czarne i białe pola są na różnych wysokościach. Ponadto figury brajlowskie różnią się od siebie na tyle, że umożliwiają osobie niewidzącej ich identyfikację. Dzięki temu można odróżnić kolor pól, a także figury własne od figur przeciwnika. O ile w szachach dla osób niewidomych zawodnicy informują się nawzajem o wykonanym posunięciu, o tyle w przypadku szachów dla głuchoniewidomych nie jest to możliwe, ponieważ partnerzy się wzajemnie nie słyszą. Muszą w tym przypadku pomagać im sekundanci, którzy obserwując ruchy przeciwnika, przenoszą te ruchy na indywidualne szachownice grających. Powiadamiają ich także dotykiem o wykonaniu ruchu. Każde spotkanie szachowe głuchoniewidomych wymaga obecności sekundantów. Przyswajanie wiedzy szachowej przez osoby głuchoniewidome zależy od indywidualnych predyspozycji. Brak widoku szachownicy nie jest przeszkodą w grze i w zrozumieniu pozycji. Istnieje powiedzenie, że każdy dobry szachista nie potrzebuje szachownicy, aby rozegrać partię. Szachownicę wystarczy sobie wyobrazić. Wielu szachistów potrafi grać bez szachownicy – to tzw. „gra na ślepo”.

Czy trudno jest zachęcić osoby głuchoniewidome do uprawiania sportu? Co stanowi największą trudność w ich aktywizacji?

Zauważyłem, że osoby głuchoniewidome są ciekawe świata i chętnie biorą udział w różnych przedsięwzięciach. Mankamentem jest, że mieszkają one w różnych stronach kraju. Dużą trudność sprawia zapewnienie im transportu, odpowiednich warunków oraz sprzętu dostosowanego do ich możliwości. Ponadto zbyt mała liczba tłumaczy-przewodników nie pozwala im na częste spotkania w większym gronie. Najlepiej, gdy na treningu szachowo-warcabowym opiekunowie osób głuchoniewidomych też biorą aktywny udział w grze, wówczas na zawodach pełnią obowiązki asystentów w bardziej profesjonalny sposób.

Kim są przewodnicy osób głuchoniewidomych? Jakie umiejętności muszą posiadać? Gdzie się szkolą? Gdzie ich można znaleźć?

Tłumaczy-przewodników szkoli Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG). W Polsce jest kilkanaście oddziałów terenowych TPG. Niektóre z nich regularnie organizują kursy. Nie trzeba mieć specjalnych umiejętności ani wykształcenia, aby móc zapisać się na taki kurs. Przyszły tłumacz-przewodnik musi mieć dobry słuch i wzrok. Kandydat musi posiadać również dobrą opinię i predyspozycje do opieki nad osobami niepełnosprawnymi. Warunkiem zdobycia uprawnień jest zdany egzamin. Takie szkolenie jest w praktyce treningiem osób głuchoniewidomych, w którym biorą udział tłumacze-przewodnicy. Jeszcze nie wykształciliśmy w Polsce modelu szkolenia w tym zakresie. Uczymy się wszyscy na własnych błędach.

Jakie dyscypliny sportowe najchętniej uprawiają osoby głuchoniewidome i niesłyszące?

Głuchoniewidomi najchętniej grają w warcaby, szachy, bowling i bilard oraz biorą udział w zajęciach basenowych. Ostatnio wprowadziliśmy żeglarstwo i dało się zauważyć, że wszyscy, którzy spróbowali uprawiać ten sport, polubili go. Niesłyszący najchętniej uprawiają żeglarstwo, pływanie, bowling, lekkoatletykę, piłkę nożną, koszykówkę, siatkówkę, tenis stołowy, strzelectwo, narciarstwo, darta oraz szachy i warcaby.

Często osoby niepełnosprawne zamykają się w czterech ścianach własnego domu, nie wychodząc do ludzi. W jaki sposób mogą one przełamać tę bierność?

Poprzez udział w zajęciach sportowych, a także w zawodach. Nie wszędzie kładzie się nacisk na wyczyny; liczy się także liczba uczestników. Jest coraz więcej imprez, w których prawo startu ma każda osoba niepełnosprawna. Możliwości przybywa. Ostatnio na przykład organizowane są co roku darmowe obozy żeglarskie dla wszystkich osób bez względu na rodzaj niepełnosprawności.

Co mógłby Pan doradzić osobom niepełnosprawnym, które z jakiś przyczyn nie mogą uczestniczyć w zajęciach, takich jak te prowadzone w klubie Arkadia? Gdzie mogą szukać wsparcia w podjęciu aktywności sportowej?

Osobom głuchoniewidomym z całego kraju polecałbym zajęcia w klubach dla niewidomych lub dla niesłyszących. Byle tylko nie siedziały w domach. Na razie poza Arkadią Otwock – nigdzie nie można uprawiać sportu w gronie samych osób głuchoniewidomych. Uważam, że to się z czasem zmieni na lepsze. Osobom o innych rodzajach niepełnosprawności radziłbym rozejrzeć się w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. W Polsce jest wiele klubów sportowych, przeznaczonych dla osób niepełnosprawnych. Są specjalistyczne kluby, a także stowarzyszenia, dla osób niesłyszących, niewidomych, o niepełnosprawności ruchowej oraz kluby integracyjne wspólne dla osób sprawnych i niepełnosprawnych. Można na przykład poszukać w Internecie. Warto też zapytać w organizacjach, takich jak: Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „START”, Polski Komitet Paraolimpijski, Polska Federacja Sportu Niesłyszących, Stowarzyszenie Kultury Fizycznej Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „CROSS”.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadził Przemysław Ziemichód.
Źródło: Polki.pl 2011r.

Gra w szachy i warcaby osób głuchoniewidomych i niesłyszących

Galeria zdjęć

Jak wygląda gra w szachy i warcaby, gdy graczami są osoby głuchoniewidome i niesłyszące? Na zdjęciach sportowcy, którzy wywodzą się z grupy podopiecznych Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomych (TPG). Na terenie TPG odbywają się zajęcia i imprezy sportowe, organizowane przez Mazowiecki Klub Sportowy Niesłyszących i Głuchoniewidomych ARKADIA oraz Polski Związek Olimpijski Głuchych (PZOG).
Poprzedni slajd
Następny slajd
Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Szachiści głuchoniewidomi i ich sekundantki podczas mistrzostw Polski głuchoniewidomych w 2011 roku, w Otwocku-Śródborowie.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi. Na pierwszym planie (po lewej) zwycięzca mityngu - aktualny wicemistrz świata głuchoniewidomych z St. Gallen w Szwajcarii w 2008 r. - Marcin Chojnowski (klub Arkadia Otwock). Marcin jest jednym z wyróżnionych w konkursie "Człowiek bez barier" w 2008 r.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi. Na pierwszym planie zwycięzca mityngu - aktualny wicemistrz świata głuchoniewidomych z St. Gallen w Szwajcarii w 2008 r. - Marcin Chojnowski (klub Arkadia Otwock). Marcin jest jednym z wyróżnionych w konkursie "Człowiek bez barier" w 2008 r.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi

Na zdjęciu zawody szachowe pod nazwą Ogólnopolski Mityng Szachowy Niesłyszący - Niewidomi - Głuchoniewidomi.

Źródło: Polki.pl 2011r.

Moje ręce widzą

Leszek Koczot

Dla Leszka Koczota kalectwo nie jest przeszkodą w realizacji marzeń. Rzeźbi. Zagra w szachy na mistrzostwach świata w Szwajcarii.
Leszek Koczot

- Postanowiłem sobie, że muszę zapomnieć o trudnościach, dzięki temu nauczyłem się pokonywać wszystkie bariery, jakie mnie otaczają - mówi Leszek Koczot z Tarnobrzega. Głucho-niewidomy szachista, rzeźbiarz, masażysta, miłośnik komputerów i wszelkich technicznych nowinek.

Dziś sam gotuje posiłki i prowadzi dom, choć pomaga mu mama, z którą mieszka. - Radzę sobie, mam dużo znajomych w Polsce. Często podróżuję sam. Choć jest jakiś strach, że coś złego może mi się przytrafić, to jednak wierzę, że zawsze można znaleźć dobre rozwiązanie. 


Powiadają, że nadzieja umiera ostatnia. U Leszka nigdy nie była zagrożona. Zawsze wierzył, że los przyniesie coś dobrego, jeśli ma się tylko mocne przekonanie.

Życie nie rozpieszczało go, wręcz przeciwnie, od początku doświadczał kłopotów, przeszkód w postaci pogłębiającego się schorzenia, choroby. Mimo to dla postronnego obserwatora wiedzie życie ciekawe, czasem wręcz fascynujące.


KIEDY ZACZĄŁ TRACIĆ WZROK

Wszystko zaczęło się w Głuchołazach, na początku lat pięćdziesiątych, w małym miasteczku u podnóża Sudetów. Od urodzenia miał niedosłuch. Długo przez to nie umiał mówić. Pierwsze słowa pojawiły się dopiero w siódmym roku życia. Lekarze stawiali różne diagnozy, przeważnie nietrafne.


- Nikt nie powiedział mi wtedy o tym, że zanik widzenia podczas zapadania zmroku to coś niepokojącego, coś, czego nie powinno być. Medycyna nie była tak rozwinięta jak dzisiaj. Pierwszy aparat słuchowy dostałem dopiero w ósmej klasie podstawówki.
Długo trzeba było czekać, aby lekarze mogli zdiagnozować chorobę Asuchera, chorobę podwójnego kalectwa. Do dziś zresztą nie wiadomo jak skutecznie ją leczyć. A ona wciąż się pogłębia. Dziś kompletnie nic nie widzi i posiada szczątkowy słuch. Jego zmysłami są ręce.


Już jako dziecko zdradzał zdolności estetyczne. Na kółku plastycznym zajmował się malarstwem. Zaś w domu ojciec krok po kroku wprowadzał go w zaczarowany świat szachów, który miał stać się wkrótce jego światem. Kiedy miał dwanaście lat, historia wplątała jego rodzinę w wielkie przemiany nazywane przyspieszoną industrializacją i urbanizacją kraju. Na ich fali los rzucił go do Tarnobrzega, miasta nowych możliwości i nowych perspektyw.


MUSIAŁ PORZUCIĆ FOTOGRAFIĘ

Jako nastolatek grał w piłkę nożną i to z powodzeniem w juniorach Siarki Tarnobrzeg. Gościł też często ze swoim ojcem, zawodnikiem tego klubu, w sekcji szachowej. W szachowej lidze juniorów zajął nawet drugie miejsce. Jak na ironię ukończył szkołę zawodową z dyplomem fotografika. Pracował w zawodzie pięć lat. Powolny zanik wzroku wykluczył go z możliwości kontynuowania tej aktywności. Na leczenie było już za późno. 


Nie załamał się. Miał już swoje pasje życiowe. Pierwsza to szachy. Pasją do szachów zaraził też dwoje swoich dzieci. Jego syn Kuba jako mały dzieciak, jeszcze w wieku trzech lat, grywał z nim w tę królewską grę, zaś córka Katarzyna od siódmego roku życia. Zaprowadził swoje latorośle do klubu Siarka i tam pokątnie trenował razem z nimi. Ponieważ okazały się bardzo utalentowanymi zawodnikami, korzystał na tym i on.

- W tym czasie trenował moje dzieci i mnie międzynarodowy mistrz szachowy z Ukrainy, Kalinin. Dzieci moje dotarły nawet do finałów mistrzostw Polski w swojej kategorii wiekowej. Mnie natomiast udało się wtedy nawet pojechać na zawody ogólnopolskie o puchar prezesa Polskiego Związku Niewidomych. 


Zgłosiło się do niego Towarzystwo Przyjaciół Głucho-Niewidomych. Wyjechał za ich pośrednictwem nawet na Mistrzostwa Europy Głuchoniewidomych do Danii w 1997 roku. Po tych mistrzostwach jednak nadeszła przerwa, która trwała dziesięć lat.
W tym czasie pieniądze na swoje życie i rodzinę zarabiał jako chałupnik. Wykonywał szczotki dla spółdzielni niewidomych. Po przemianach systemowych w Polsce, a więc po 1989 roku spółdzielnie tego typu lawinowo upadały i Leszek stracił możliwości zarobkowe. Szczęście go jednak nie opuściło. Przypadkowo zadzwonił do tarnobrzeskiego Koła Polskiego Związku Niewidomych i dowiedział się o organizowanym kursie masażu. Wziął w nim udział i z powodzeniem pracował w tym zawodzie dziesięć lat, wykonując masaże w zorganizowanym przez Caritas ośrodku rehabilitacyjnym w Tarnobrzegu. 


ODKRYŁ TALENT W RZEŹBIE

- Samodzielnie docierałem z domu do pracy, trasę miałem opanowaną jak szachownicę - mówi Leszek. Dobrodziejstwem nowych czasów były powstające wtedy organizacje pozarządowe. Jedna z nich zajęła się w Orońsku organizacją plenerów rzeźbiarskich. 


- Przypadkowo mama przeczytała mi w nowo powstałym kwartalniku "Dłonie i Słowo" o takim przedsięwzięciu. Nie musiała czytać drugi raz, od razu wiedziałem, że to coś dla mnie. W sumie byłem w Orońsku osiem razy, zawsze latem. Jako dobry masażysta miałem siłę i czucie w rękach. Opiekun plenerów, profesor Ryszard Stryjewski poznał się na mnie i zrobił ze mnie dobrego gliniarza. Lepiłem z gliny najczęściej postacie związane ze sztuką sakralną, jak Mojżesz czy Chrystus Frasobliwy.


Prace Leszka Koczota zostały zauważone i wystawiane są w wielu miejscach. Jednym z nich jest więzienie w Pionkach, ale można je spotkać także w Łodzi, Lublinie, Warszawie, gdzie wędrują wraz z organizowanymi przez Towarzystwo Przyjaciół Głuchoniemych wystawami. Jedną z rzeźb można zobaczyć w tarnobrzeskim Zakładzie Opiekuńczo-Pielęgnacyjnym. Sam Leszek mówi, że rzeźba kształtuje jego wyobraźnię, wszak Chrystusa Frasobliwego nigdy w swoim życiu nie widział, a rzeźbę wykonał. 


Dziś Leszek dalej rzeźbi, tylko już w drewnie, jako uczestnik terapii w tarnobrzeskim Warsztacie Terapii Zajęciowej przy ulicy Wiślnej. - Drewno jest trudnym tworzywem, glinę przecież zawsze można poprawić, a drewno już nie. Poza tym używam ostrych narzędzi i łatwo w związku z tym o skaleczenie. Mimo to mam już parę poważnych prac na sumieniu i ciągły zapał do pracy. Rzeźbienie pozwala mi myśleć o wielu przedmiotach i rzeczach z przeszłości, kiedy jeszcze widziałem i dzięki temu ciągle pamiętam je, jakbym je miał przed oczami.


TRENUJE PRZED MISTRZOSTWAMI ŚWIATA

Pobyt w tarnobrzeskim Warsztacie Terapii Zajęciowej jest na tyle stymulujący, że Leszek Koczot pasję artystyczną znów połączył z szachami. Za pośrednictwem udźwiękowionego komputera i programu Junior trenuje swoje debiuty, gambity czy całe rozgrywki. Wyjeżdża na zawody do Przemyśla, Zakopanego, Dubiecka i Wągrowca. 


Trafia także na Mistrzostwa Polski Głucho-Niewidomych do Otwocka, gdzie w tym roku zajął drugie miejsce w swojej kategorii. Został dostrzeżony i pojawiła się propozycja wyjazdu na Mistrzostwa Świata w Szachy Osób Głucho-Niewidomych do szwajcarskiego Sankt Gallen, które odbędą się w 2008 roku. Będzie tam reprezentował Polskę w gronie nielicznej reprezentacji naszego kraju. 


- Muszę teraz trenować solidniej i brać udział w zawodach szachowych. Konfrontacja z innymi zawsze mówi mi w którym momencie jestem. Trenuję ostro, codziennie przynajmniej cztery godziny, oczywiście z komputerem i szachownicą brajlowską. Czasami czuję się trochę przetrenowany, ale porzeźbię i dochodzę do siebie. Poza tym muszę myśleć jak znaleźć fundusze na przygotowania, szczerze mówiąc przydałby się sponsor, byłoby wtedy łatwiej. 


POKONUJE SWOJĄ SAMOTNOŚĆ

Osoby niepełnosprawne, a szczególnie chyba osoby niewidome są często osamotnione. Nie inaczej jest z osobami głucho-niewidomymi.


- Szachy pozwalają mi pokonać samotność. To świat taki wirtualny, na którym toczy się równoległe życie. Ktoś walczy o teren, ktoś chce zająć czyjąś pozycję. Istnieje hierarchia. To wszystko zamknięte jest w świecie składającym się z 64 pól i 32 figur, którymi ja kieruję i wymyślam dla nich zadania. Skupiam się i koncentruję nad sytuacją na planszy. Stosuję strategię myśli dotykowej. Dotykam, a w głowie widzę szachownicę. Nie jest to zadanie łatwe, wszystko muszę pamiętać, ciągle sprawdzać na szachownicy jaka jest sytuacja. Zajmuje to sporo czasu. Często, gdy gram przeciwko osobie widzącej, to przegrywam, nie przez sytuacje na planszy, lecz przez to, że kończy mi się czas. Osoba widząca cały czas widzi szachownicę, analizuje sytuację, a ja mogę to robić poprzez dotyk tylko wtedy, gdy jest mój ruch.


- Gra w szachy przynosi mi dużo satysfakcji, dopinguje mnie do bycia lepszym. Dzięki temu udowadniam sobie, że mogę wiele zdziałać. Nauczyłem się koncentrować na problemie. Być cierpliwym i wytrwałym w realizacji planów. Dzięki szachom zawarłem wiele cennych znajomości.

- Tylko w roku 2007 spotkałem na swojej drodze trzech mistrzów Polski, na czele z Rafałem Gunajewem i Marcinem Chojnowskim. Znajomości często przydają się w moich podróżach. Ostatnio wsiadłem do pociągu chcąc udać się do Wągrowca. Pociąg jechał do Poznania, a ja byłem sam. Mam telefon komórkowy, więc zadzwoniłem do ochrony dworca poznańskiego. Uprzejmy ochroniarz odebrał mnie z pociągu i zaprowadził do najbliższego biura TPG w tym mieście.

- Tam koleżanki i koledzy pomogli mi wsiąść do autobusu jadącego do Wągrowca. I tak bez planowania dotarłem do celu. Liczą się tylko odwaga i wiara w ludzi, a wtedy szczęście musi przyjść. Tylko tak myśląc można coś osiągnąć.

- Chciałbym po prostu zrobić wszystko, by być z siebie słusznie dumnym i by inni mogli dzięki temu poczuć to samo. Los zawsze może odmienić się w dobrym kierunku, pomimo przeciwności.

Przykład Leszka Koczota jest wymowny oraz inspirujący. Wydawałoby się, że powinien siedzieć w domu i zajmować się sobą, a on wyprzedził wszelkie programy integracyjne kierowane do osób niepełnosprawnych. Sam zadbał o swój los. Dziś jest osobą w pełni samodzielną. Dużo czyta, to dzięki nowoczesnej technice informatycznej. Używa Internetu, śledzi codzienną prasę. Sam dotarł do programów pomocowych dla osób niepełnosprawnych. Dzięki programowi "Komputer dla Homera" ma nowy sprzęt komputerowy, specjalistyczne oprogramowanie i chęć rozwoju.

Źródło: ECHO DNIA PODKARPACKIE 2007r.